Mieszkanie bezczynszowe – czy takie rozwiązanie się opłaca?

Mieszkania bezczynszowe sukcesywnie zyskują na popularności. Rośnie zwłaszcza oferta tego typu na rynku pierwotnym. Deweloperzy kuszą klientów wizją comiesięcznych oszczędności rzędu kilkuset złotych, wynikających z braku czynszu. Jednak czy rzeczywiście mieszkania bezczynszowe to nieruchomości, na które nie ponosi się żadnych nakładów?

Odpowiedź jest przecząca. Nazwa „bezczynszowe” nie oznacza, że takie mieszkanie jest „bez kosztowe”. Oczywiście właściciel nie płaci tradycyjnego czynszu, ale przecież czy chce, czy nie chce – w razie jakiejś awarii, czy remontu będzie musiał ponieść koszty.

Różnica jest taka, że w tradycyjnej wspólnocie czy spółdzielni wszystkie sprawy załatwiała za nas, opłacana w czynszu, administracja. Mając mieszkanie bezczynszowe będziemy musieli te sprawy wziąć na siebie.

Rozwiązaniem, które proponują deweloperzy, i które ma ściągnąć nam problemy i koszty z głowy, to budynki zaprojektowane w taki sposób, by nie było w nich części wspólnych, albo by były one ograniczone. Mieszkania bezczynszowe spotyka się więc często w niewielkich projektach mieszkaniowych, gdzie w budynku mieści się kilka mieszkań i np. każde ma osobne wejście z kawałkiem własnego ogródka i własnym miejscem parkingowym. W ten sposób obiekt nie posiada części wspólnych. Nie ma czego sprzątać i utrzymywać, a jedyne realne comiesięczne koszty to opłaty za media.

To oczywiście sielankowa wizja, która może niejednego skusić, która jednak ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Prędzej bowiem, czy później nawet najlepiej zaprojektowany budynek będzie musiał przejść remont, lub spotka go nieoczekiwana awaria. Zimą ktoś będzie musiał odśnieżyć chodnik przy obiekcie, no i ktoś musi też wywieźć śmieci.

Te wszystkie sprawy będą musieli załatwić i opłacić mieszkańcy. Z konieczności trzeba będzie więc poświęcić swój czas i pieniądze i wypracować porozumienie z sąsiadami. Jeśli za ścianą mieszkania bezczynszowego będziemy mieli osobę kłótliwą, niezdolną do porozumienia, życie w takim miejscu może okazać się naprawdę ciężkie.

Inna sprawa, to kwestia dobrej organizacji. Na „zwykłym” osiedlu płacimy comiesięczny czynsz za to, by mieć określonego „opiekuna”, który będzie na nasze zawołanie, fachowo zajmie się wyceną i obsługą inwestycji, zareaguje, gdy dojdzie do awarii itp. Tego wszystkiego w mieszkaniach bezczynszowych brak.

Taki stan rzeczy można oczywiście postrzegać jako wyzwanie i okazję. Grupa aktywnych mieszkańców może okazać się lepszym zarządcą niż niejedna firma i dzięki osobistemu zaangażowaniu może zaoszczędzić na wielu kosztach, znaleźć lepsze oferty itp.

Z drugiej jednak strony mogą też rodzić się problemy. Na „normalnym” osiedlu, w czynszu opłacamy także tzw. fundusz remontowy, który można wykorzystać przy awariach i innych wydarzeniach losowych oraz oczywiście podczas planowanego remontu. Na fundusz co miesiąc składają się wszyscy mieszkańcy.

W przypadku budynków bezczynszowych żadnego takiego kapitału nie ma. Każda awaria stawia więc mieszkańców przed koniecznością opłacania wszystkich remontów bezpośrednio z własnej kieszeni. Może to oznaczać, że z dnia na dzień trzeba będzie zrzucić się po kilka, czy kilkanaście tysięcy złotych. Łatwo sobie wyobrazić, że dla któregoś z sąsiadów może być to problem. Inna przewaga wspólnot mieszkaniowych z administracją to możliwość zaciągania kredytów itp.

Podsumowując: kupując mieszkanie bezczynszowe na pewno trzeba zdawać sobie sprawę, że koszty siłą rzeczy i tak będziemy ponosić. Oczywiście – będziemy mieli dużo większy na nie wpływ i możemy postarać się je zminimalizować, jednak może być też tak, że brak fachowego zarządcy będzie kłopotliwy i kosztochłonny.

Na pewno decydując się na takie mieszkanie trzeba dokładnie zapoznać się ze stanem technicznym budynku i terminami ostatnich remontów. Dobrze też w miarę możliwości wybadać, jakimi ludźmi są nasi sąsiedzi, bo od momentu zamieszkania, wszystkie decyzje dotyczące budynku będziemy musieli podejmować na drodze konsensusu, wspólnie z nimi.

Print Friendly, PDF & Email